środa, 3 października 2012

*~ Rozdział Pierwszy: Spokojniejsze dni... ~*

    Szczęk łańcuchów zespolił się z krzykiem bólu i dźwiękiem łamanych kości. Nad drobnym, 14-letnim chłopcem, stał mężczyzna około 3o-dziestki, trzymający w ręce metalowy kij, do połowy zakrwawiony. Stukał swoim ciężkim butem o marmurową posadzkę, patrząc znudzonym wzrokiem na dzieciaka przed nim.
- Zapytam jeszcze raz. Gdzie ona jest? - nastolatek wypluł trochę krwi, jednak nic nie odpowiedział. Jedna jego cześć chciała wykrzyczeć, wszystko co wie, byleby tylko te tortury się skończyły, jednak druga chciała za wszelką cenę chronić jego przyjaciółkę. To tylko rozwścieczyło jego rozmówcę, który zadał kolejny cios,  tym razem między żebra. Chłopak widział plamy przed oczami, a jego oddech stał się płytszy. Czuł jak jego serce zwalnia. Po chwili, do sali tortur wszedł współpracownik 3o-latka. Na nosie miał okulary, które co chwilę poprawiał, zwinnym i wyćwiczonym gestem. Można było wtedy zauważyć sześcioramienną gwiazdę na jego lewej dłoni, jaką posiadał każdy człowiek w tej dziwnej organizacji. 
- Szefie, Raikage uważa, że nie trzymamy się kontraktu - zaczął spokojnie - Jeśli mamy nadal przesłuchiwać ludzi i mieć tutaj siedzibę, nasze metody muszą stać się bardziej... humanitarne - wypowiedział to słowo jakby było dla niego czymś nowym - Inaczej każe nam si wynieść z terenów Kumo... - starszy przeczesał swoje czarne włosy i prychnął pogardliwie. 
- Humanitarne co? Oni nic nie powiedzą i możemy pomarzyć o znalezieniu jej! - uspokoił się dopiero po chwili, rzucając pręt gdzieś w kąt. Podszedł do swojego więźnia i chwycił mocno jego gardło.
- Jeśli ci się wydaje, że swoim milczeniem ją uratowałeś, to się grubo mylisz chłopcze... Skazała cię na wyrok śmierci, no chyba, że...
- Chyba, że co? - odparł chłopak zachrypniętym głosem. 
- Możesz odkupić swoje winy dołączając do nas... - z twarzy bruneta nie schodził chytry uśmiech - Pomożesz nam ją wytropić, a potem unicestwić... - młodzieniec wahał się przez chwilę, jakby rozpatrywał jego prośbę. Zdrada przyszłaby tak łatwo. A to nie on przecież musiałby ją zabić. Miał szansę na przeżycie więc czemu z niej nie skorzystać...? 
    Chwilę później dwóch mężczyzn wyszło z pomieszczenia, zatrzaskując metalowe drzwi. Czarnowłosy ściągał zębami swoje zakrwawione rękawiczki z niezbyt miłą miną. W jego wnętrzu panowała prawdziwa burza. Był o krok od wybuchu. Tyle przekonań, tyle starań, a znowu się nie udało!
- Zachował się tak jak ostatni! Wolał się zabić niż nam pomóc!
- Weź też pod uwagę, że ostatnio tracimy coraz więcej ludzi na frontach. Nie możemy od tak sobie szukać tej dziewczyny i na dodatek zajmować się innymi sprawami! 
- Pościg za nią wymaga profesjonalistów... - zastanawiał się starszy na głos - Ściągnijcie wszystkich naszych z frontów! Mają się stawić za dwa dni! Spóźnień nie toleruję! 
~*~
    Obudziłam się na marmurowym podwyższeniu, które w świątyni zostało używane jako stół do składania ofiar. Niewiele osób wiedziało o tym miejscu, a jeszcze mniej wybierało je jako miejsce do modlitwy. Skoro mieli do wyboru czy mogą odbywać rytuały w każdym możliwym miejscu, to czemu mieliby się fatygować  długą i żmudną drogą. Dlatego w obecnych czasach tylko elita mogła tu spędzać czas. Narzuciłam koc, którym byłam przykryta, na moją głowę, kiedy promienie słoneczne brutalnie waliły mi w oczy mocnym światłem. Było wczesne popołudnie, a ja nie miałam najmniejszej ochoty na to żeby ruszać się z tego miejsca. Naszyjnik na mojej szyi zaświecił lekko, a po chwili poczułam jak ciepłe ramiona oplatają mnie od tyłu i od razu poczułam się bezpieczniej. Wiedziałam, że ojciec jest tu tylko swoim duchem, gdyż od ostatniej akcji portal na ziemię, został zamknięty dla niego i matki. Jednak wystarczyło mi wiedzieć, że w tej chwili mogę spędzić z nim tą chwilkę na osobności. Szeptał mi słowa otuchy do ucha, mówiąc iż nie ma zamiaru się poddać i kiedyś jeszcze wrócę do domu. 
- Dziękuję... - powiedziałam cicho. Nagle wszystko się rozmyło, a ja wróciłam do rzeczywistości.
- Za co ty mi niby dziękujesz? - na moim brzuchu siedział Shi, śmiesznie przekręcając główkę. Nie wiedział o moich krótkich chwilach z ojcem, więc nie dziwne, że zawsze w takich chwilach świrował. Podniosłam się do siadu z rozbrajającym uśmiechem.
- Cóż... Przez cały czas mówiłeś przez sen imię swojej wybranki, potwierdzając tym moją teorię! - mogłabym przysiądź, że się zarumienił. Roześmiałam się jak wariatka i wstałam, ruszając w stronę strumyka biegnącego tuż przy wejściu do świątyni. Umyłam się w zimnej wodzie, a następnie wypiłam trochę, patrząc w swoje odbicie. Długie, czarne włosy spływające puszystą kaskadą do pasa, czerwone oczy o przenikliwym spojrzeniu. Wszyscy mówili, że jestem lustrzanym odbiciem ojca. Część charakteru również odziedziczyłam po nim. Jednak jeśli przychodzi mi walczyć, zmieniam się diametralnie w mamę. Jestem nie do pohamowania, a często działam pod wpływem impulsu nie myśląc o konsekwencjach. Od razu przypomniał mi się incydent z Renem. Zacisnęłam dłonie w pięści, rozpinając guziki bluzki którą miałam na sobie. Na biuście i brzuchu, rozciągały się malownicze znaki, piekące przy najmniejszym moim dotyku. Blokowały one całą moją moc, nie pozwalając z niej korzystać. 
- Hanako... - usłyszałam zmysłowe mruczenie przy uchu  i od razu podniosłam głowę do góry, podchwytując spojrzenie starszej kobiety. Na pierwszy rzut oka przypominała mi chorowitą babulinkę, jednak kiedy przyglądałam się jej rysom, jakby stawała się młodsza z każdą chwilą. Proste plecy, nie zakryte przez długą, brązową suknię z dekoltem. Blond włosy sięgały ramion, a morskie tęczówki wpatrywały się we mnie uparcie.
- Kto to może być...?
- Nie mam pojęcia... - wargi kobiety poruszyły się, jednak nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Udało mi się wyczytać z nich jak szepcze moje imię. Uśmiechnęła się do mnie czule, pokazując mi mały zegarek i stukając w jego tarczę. Po tym od razu zniknęła zmieniając się w popiół i odlatując razem z wiatrem. Siedziałam na trawie oszołomiona, ze spojrzeniem utkwionym tępo tam gdzie przed chwilą była blondynka. To był omen czy ona na prawdę tam stała? Zwróciłam uwagę na jej ostatni gest, od razu rozumiejąc aluzję. W oddali słychać było szczęk metalu, ale nie wydawał się on zbliżać. Wstałam ostrożnie, nasłuchując wszystkiego dokładnie.
- Nie masz chyba zamiaru tam iść? 
- Czemu nie? Każda okazja do walki jest dobra - oblizałam wargi lubieżnie, jakby czując już na nich smak krwi. Szybko skoczyłam po kosę, po chwili idąc w stronę odgłosów. Z dala można było słyszeć krzyki i przekleństwa. Głównie dało się rozróżnić jeden z nich. Skoczyłam na najwyższe drzewo, obserwując wszystko zainteresowana. Czwórka z Konohy, kontra shinobi z Oto-gakure.
- Kakashi-sensei! Oni skrzywdzili Sakurę! Musimy coś zrobić! - zmarszczyłam brwi, przyglądając się blondynowi, który tak wrzeszczał.
- Kyuubi... Wyraźnie cię czuję... - po chwili w mojej głowie usłyszałam szyderczy śmiech. Pokręciłam głową z politowaniem.
- Więc... co zro... - Shi zaczął niepewnie, jednak szybko otrzymał odpowiedź. Stanęłam na środku pola, patrząc wyzywająco na wszystkich.
- Czas na walkę...
~*~ 
    Szedłem ciemnymi uliczkami lasu w północnych częściach Kraju Wody. W głowie cały czas widniało mi spotkanie z Panią Arienne. Nie mogłem sobie wybaczyć tego jak zdradziłem przyjaciółkę. Na dodatek wyrzuty sumienia nękały mnie od kąt tylko zobaczyłem to rozczarowane spojrzenie Śmierci....
''Przed Boginię Zmarłych sprowadzono ostatnią duszę z oddziału, którym zajął się Jashin. Twarz kobiety stała się jeszcze poważniejsza, a spojrzenie surowsze. Wstała z gracją, uderzając ręką w stolik na którym trzymała wszystkie papiery.
- Jak mogłeś jej to zrobić?! Nawet nie wiesz jak cierpiała! - duchy będące przy niej wzdrygnęły się na ton jej głosu. Nigdy nie była tak wściekła. Teraz zdrada jej córki przez kogoś kogo uratowali, była nie do wybaczenia. 
- Pani, pozwól, że wytłumaczę... - Yokuru spuścił głowę i odpowiedział cichutko - Ja nie chciałem.... Ale to był jedyny sposób żebym mógł się z nią spotkać.. Chciałem wytłumaczyć to Panu Jashinowi, ale on...
- Był tak wściekły, że zabił każdego kto należał do oddziału... - kiwnął lekko głową, patrząc przenikliwym wzrokiem na twarz szkarłatnowłosej.  Nie ufała mu na tyle żeby odesłać go na ziemię i bez żadnych zobowiązań o tym zapomnieć. 
- Posłuchaj, mam dwa warunki. Pierwszy - pokazała jeden palec - Sam masz jej to wytłumaczyć. Na dodatek ona musi chcieć cię wysłuchać. Nie możesz jej do tego zmusić. I drugi - kolejny palec w górę - Musisz odnaleźć... pewną osobę. Skierować, albo wręcz zaprowadzić do Hanako. 
- Kto... Przecież zawsze chcieliście żeby żyła w separacji... 
- Tak, ale sprawy wymknęły się spod kontroli... Rada już nas nie dopuszcza. Portal się dla nas zamknął i nie mamy jak jej strzec. Ale on... Cóż przynajmniej będzie przy swoim...  - kiwnął po raz kolejny głową, z ulgą czując jak jego więzy puszczają, a duchy trzymające go odsuwają się daleko, pełniąc teraz rolę tylko obrońców swojej pani. 
- Zrobię to! Przysięgam tylko powiedz kto to jest! - kobieta usiadła na swoim siedzeniu, patrząc teraz z miłym uśmiechem na szarowłosego. Po chwili roześmiała się głośno, wprowadzając wszystkich w stan otępienia.
- Oj na pewno wiele o nim słyszałeś. To pupilek Jashina... Jego imię to... ''
- Hidan! Czyś ty oszalał?! - z wspomnień wyrwał mnie donośny głos jakiegoś chłopaka. Przeszedłem przez krzaki odgradzające mnie od polany na której rozbili swój obóz i zacząłem szukać wzrokiem owego Hidana.   Siwy siedział obrażony na kamieniu, tuż przy ognisku. Końcówka jego płaszcza i kawałek dłoni były wypalone. Skrzywiłem się, patrząc na poczynania jego i bruneta, który mu towarzyszył.
- To na prawdę on ma się zająć naszą Hanako...? - prychnął cicho pod nosem, jednak po chwili uświadomiłem sobie jaka próba teraz mnie czeka. Przez kilka miesięcy układałem sobie scenariusze naszych spotkań i przewidziałem każdą ewentualność, jednak teraz....  Nie wiedziałem jak przekonać go żeby pomógł córce boga w którego wierzy...